Marilyn Monroe
http://marilyn-monroe.cba.pl/

Billy Wilder
http://marilyn-monroe.cba.pl/viewtopic.php?f=16&t=382
Strona 1 z 1

Autor:  ElsieMarina [ 23 czerwca 2016, o 07:49 ]
Tytuł:  Billy Wilder

Święcił triumfy w Złotej Erze Hollywood, choć kiedy przyjechał do Ameryki, praktycznie nie znał angielskiego. Sam mówił o sobie, że jest pisarzem – a reżyserem został tylko dlatego, żeby ci bezczelni filmowcy nie psuli jego scenariuszy. Samuel Wilder przyszedł na świat 22 czerwca 1906 roku w Suchej Beskidzkiej, wówczas jeszcze będącej pod zaborem austriackim.

Obrazek

Jego rodzice prowadzili świetnie prosperującą cukiernię przy dworcu i byli przekonani, że ich synowie w przyszłości chętnie przejmą rodzinny biznes. Nic z tego nie wyszło – głównie dlatego, że chłopcy nie wykazywali najmniejszych chęci, by stanąć za ladą. Wilderowie zresztą i tak porzucili Suchą i przenieśli się do Wiednia, przekonani, że w dużym mieście będą mieli znacznie większe możliwości rozwoju.


Billy w Ameryce


To właśnie w Wiedniu Wilder dosadnie wyjaśnił rodzicom, że nie zamierza zajmować się handlem; najpierw planował zostać prawnikiem, później uznał jednak, że o wiele bardziej pociąga go pisanie i zaczął pracować jako dziennikarz. Z czasem osiągał kolejne sukcesy i zdecydował się wyjechać do Berlina, by tam nawiązywać nowe znajomości i rozwijać umiejętności pod okiem doświadczonych kolegów po fachu. Szło mu różnie i nie mógł wybrzydzać przy doborze tematów (zaczynał od rubryki sportowej; później trafił do poczytnego tabloidu), aż wreszcie, gdy nabrał wprawy i pewności siebie, zajął się tym, co naprawdę go fascynowało – pisaniem scenariuszy. Jego nieźle zapowiadającą się karierę przerwał dochodzący do władzy Adolf Hitler. Wilder, mający żydowskie pochodzenie, przezornie umknął do Paryża (gdzie zadebiutował jako reżyser) i tym samym ocalił życie. Jego rodzina nie miała tyle szczęścia – matka i dziadek zginęli w obozie, babcia straciła życie w getcie.


W 1933 roku Wilder przeprowadził się do Ameryki – niedługo potem otrzymał obywatelstwo i zmienił imię na Billy; bo tak właśnie niemal od urodzenia nazywała go matka. Jedna z teorii głosi, że kobieta uwielbiała Buffalo Billa, inna – że po prostu była zafascynowana Stanami Zjednoczonymi (spędziła tam w młodości kilka lat), a „Billy” brzmiał według niej bardzo „amerykańsko”. Wilder, chcąc kontynuować pisarską karierę, całymi dniami uczył się angielskiego (później stwierdzi, że mówi jak połączenie Arnolda Schwarzeneggera i biskupa Tutu). Mimo wielu trudności okazał się nader pojętnym uczniem i już wkrótce zasiadł do pisania, a w kinach zagościły filmy oparte na jego pomysłach.

Dziesięć przykazań reżysera

Wilder podkreślał zawsze, że jest przede wszystkim pisarzem – a do reżyserowania zmusiły go okoliczności. Żartował, że nie może patrzeć, jak inni filmowcy niszczą jego scenariusze, i w rezultacie sam postanowił zasiąść za kamerą. Zresztą miał też wyjątkowo negatywny stosunek do improwizujących aktorów; twierdził, że nie po to szlifował miesiącami swoje teksty, by ktoś ni z tego, ni z owego zmieniał mu kwestie. I, nie da się ukryć, miał rację. W ciągu swojej kariery zgarnął mnóstwo nagród, został nominowany do Oscara dwadzieścia jeden razy; zdobył sześć statuetek w kategoriach najlepszy reżyser („Stracony weekend” i „Garsoniera”), najlepszy scenariusz („Stracony weekend”, „Garsoniera” i „Bulwar Zachodzącego Słońca”) oraz najlepszy film („Garsoniera”). Jego dzieła niemal z miejsca stawały się hitami, a publiczność stale wypełniała sale kinowe. Może dlatego, że Wilder kierował się jasnymi zasadami: „Mam dziesięć przykazań. Pierwsze dziewięć – to nie nudzić. Dziesiąte: zawsze muszę mieć prawo do ostatecznego montażu”. Dodawał też: „Jesteś tak dobry, jak najlepsza rzecz, którą zrobiłeś”. Jako swojego idola wskazywał niemieckiego reżysera Ernsta Lubitscha – w swoim biurze miał nawet tabliczkę z napisem „Jak zrobiłby to Lubitsch?”. I podkreślał: „Najlepszy reżyser to ten, którego nie widać”. No i zdawał się na widownię. „Publiczność nigdy się nie myli. Pojedynczy widzowie mogą być imbecylami, ale tysiąc imbecyli razem w ciemności daje geniusza krytyki”, śmiał się. Zresztą i do wyróżnień podchodził z dystansem. Któregoś razu rzucił do swojego operatora: „Zrób kilka rozmazanych ujęć, chcę wygrać jakąś zagraniczną nagrodę”.

I choć kochał swoją ciężką („Reżyser musi być policjantem, akuszerką, psychoanalitykiem, lizusem i draniem”) pracę, nie krył, że często dawała mu się nieźle we znaki. O ile niektórych aktorów darzył prawdziwym uczuciem (Czym jest szczęście? „Szczęście to praca z Jackiem Lemmonem”, mówił. Lubił też Audrey Hepburn: „Bóg pocałował ją w policzek i tak już zostało”), tak innych najchętniej po prostu wyrzuciłby z planu. Szczególnie źle wspominał blond seksbombę, Marilyn Monroe, którą nazywał „hollywoodzką Joanną d'Arc” i „najbardziej złośliwą kobietą w mieście”. „Była sobie aktorka imieniem Marilyn Monroe. Zawsze się spóźniała. Nigdy nie potrafiła zapamiętać swoich kwestii. Była prawdziwym wrzodem na tyłku. Moja ciocia Millie jest miłą kobietą. Gdyby grała w filmie, zawsze zjawiałaby się na czas. Znałaby swoje kwestie. Byłaby miła. Dlaczego więc wszyscy w Hollywood chcą pracować z Marilyn Monroe, a nikt nie chce zatrudnić mojej cioci Millie?”, pytał (choć raczej retorycznie, ponieważ, oczywiście, znał odpowiedź: „Bo nikt nie pójdzie do kina, by oglądać ciocię Millie”). Innym razem twierdził, że aktorka ma „mózg jak szwajcarski ser” i że to nie Hollywood zabiło Monroe; „to Monroe zabija Hollywood”. Po „Pół żartem, pół serio” zarzekał się zaś, że już nigdy więcej nie zatrudni seksownej blondynki do żadnej swojej produkcji. „Rozmawiałem z moim lekarzem i psychiatrą – obaj powiedzieli mi, że jestem zbyt stary i zbyt bogaty, by ponownie przez to przechodzić”.

Nikt nie jest doskonały

Pod koniec 1936 roku Wilder poślubił Judith Coppicus; trzy lata później na świat przyszły bliźniaki, Victoria i Vincent, ale chłopiec zmarł wkrótce po narodzinach. Małżeństwo przetrwało dekadę – później Wilder poślubił poznaną na planie „Straconego weekendu” Audrey Young. „Miała zagrać niewielką rólkę szatniarki – wspominał Wilder. – Zobaczyłem tylko jej ramię i zakochałem się w tym ramieniu od pierwszego wejrzenia”.

Byli razem aż do śmierci reżysera – Wilder, zmagający się z poważnym problemami zdrowotnymi, odszedł w 2002 roku, w wieku dziewięćdziesięciu pięciu lat. Na jego nagrobku widnieje napis: „Jestem pisarzem, ale w końcu nikt nie jest doskonały”.

Źródło: http://film.onet.pl/artykuly-i-wywiady/billy-wilder-mistrz-z-suchej-beskidzkiej/c2fq8p

Autor:  castagna [ 30 czerwca 2016, o 11:05 ]
Tytuł:  Re: Billy Wilder

patrz, nie wiedziałam, że miał jakieś polskie korzenie :O poza tym to dobry reżyser, bardzo lubię jego dzieła, jako scenarzystę, jak i reżysera :D uwielbiam Sabrinę (Audrey Hepburn), Słomianego wdowca, Pół żartem, pół serio, za to Miłość po południu (Audrey Hepburn) troszkę słaba była

Autor:  Ania [ 15 października 2016, o 00:26 ]
Tytuł:  Re: Billy Wilder

castagna napisał(a):
patrz, nie wiedziałam, że miał jakieś polskie korzenie :O poza tym to dobry reżyser, bardzo lubię jego dzieła, jako scenarzystę, jak i reżysera :D uwielbiam Sabrinę (Audrey Hepburn), Słomianego wdowca, Pół żartem, pół serio, za to Miłość po południu (Audrey Hepburn) troszkę słaba była
Od siebie dorzucę jeszcze "Garsonierę", "Słodka Irma", "Bulwar Zachodzącego Słońca".

Autor:  ElsieMarina [ 15 października 2016, o 00:43 ]
Tytuł:  Re: Billy Wilder

Widziałam te filmy i bardzo mi się podobały :)

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group
http://www.phpbb.com/